Władze miasta postanowiły wykorzystać lot odbijającego się od dna Detroit. Skoro można je odbudować w dowolnym kierunku, to czemu nie w wersji smart?
Tekst powstał w ramach programu Transatlantic Media Fellowship, w którym Fundacja im. Heinricha Bölla wspiera zaangażowane dziennikarstwo i udziela stypendiów dla dziennikarzy na podróż do Stanów Zjednoczonych. Agata Skrzypczyk, dziennikarka specjalizująca się w odnawialnej energii i zrównoważonym rozwoju, jest tegoroczną stypendystką. Podczas wyprawy do USA zajmowała się m. in. tematami wokół transformacji energetycznej na Środkowym Zachodzie oraz rolą kobiet w rozwoju sektora odnawialnych energii.
- Wy dziennikarze przyjeżdżacie tu tylko robić zdjęcia walącym się domom, głodującym dzieciom i moim krzywym zębom. Won! - krzyczy właściciel sklepu monopolowego w centrum. Detroit to wciąż miasto bezprawia, morderstw, palących się domów i symbolu największej plajty w historii. Ciągle można tu dostać w zęby a heroinę kupić za każdym rogiem… Ale miasto bankrut właśnie odradza się z popiołów. I stwarza wprost nieograniczone możliwości.
Nie wychodź z domu w nocy, nie chodź po mieście sam i broń boże nie zapuszczaj się w opuszczone dzielnice. Te rady nadal są aktualne kiedy znajdujesz się w Detroit. Ciągle pozostaje ono jednym z najbiedniejszych miast Ameryki. Sygnalizacja świetlna nie działa, a chodniki porosła trawa do wysokości pasa. Po mieście krążą dealerzy każdego rodzaju narkotyków i ich naćpani klienci. Dźwięk wystrzału z pistoletu to norma, pojawia się średnio co drugi dzień. Na przyjazd policji do dalszych części miasta trzeba czekać nawet godzinę.
Jednak po sześciu latach od wielkiej plajty miasto bankrut, a niegdyś światowe centrum samochodowego przemysłu, zaczyna się odradzać. Staje się amerykańską mekką młodych ludzi, ekologicznym „smart city”, które rozwija się napędzane biedą, głodem i desperacją.
Sierota amerykańskiego snu
Detroit to największe miasto stanu Michigan, położone w obszarze amerykańskich Wielkich Jezior. W XX wieku miasto słynęło z dwóch rzeczy: przemysłu samochodowego oraz wytwórni muzycznej Motown. To Detroit wydało na świat muzykę Arethy Franklin, Diany Ross czy Stevie Wondera. Tutaj też spod taśmy wychodziły pierwsze modele samochodów, który później jeździły po całym świecie. W 1950 roku było wielkim ośrodkiem, którego populacja liczyła prawie dwa miliony.
Rozwój Motorcity, czyli samochodowego miasta, zapoczątkował Henry Ford, który w 1927 roku otworzył ogromną fabrykę, zatrudniającą przy produkcji 90 tysięcy ludzi. Przemysł zaczął się szybko rozwijać a praca oferowana przy liniach montażowych przyciągała imigrantów głównie z Kanady, Włoch i Polski. W ten sposób „Wielka Trójka”, złożona z firm General Motors, Ford i Chrystler, zaczęła dyktować rozwój miasta i całkowicie podporządkowała go tej branży.
Gospodarka i polityka miasta w pełni polegała na przemyśle samochodowym, który w latach 50 minionego wieku rozpoczął powolny odwrót z Detroit. Firmy zaczęły przenosić swoje centra produkcyjne do miejsc z tańszą siłą roboczą, między innymi południowych stanów USA oraz Meksyku. Dodatkowo, funkcjonowanie fabryk zaczęła powoli zmieniać automatyzacja pracy, która prowadziła do drastycznego spadku oferowanych miejsc pracy. Liczba pracowników w największej fabryce Forda stopniowo spadła z 90 tysięcy do 30 tysięcy w 1960 roku i jedynie 6 tysięcy w 1990 roku.
Mieszkańcy Detroit wpadli w popłoch. Bezrobocie poszybowało, a w mieście rozwijały się narkotyki i przemoc. Ludzi zaczęli wyjeżdżać szukając lepszego życia, a do opuszczonych domów wdarła się epidemia kokainy i cracku, sterowana przez liczne gangi narkotykowe. Fala przemocy przybierała na sile, osiągając szczyt w 1991 roku, kiedy średnio każdego dnia mordowane były 2 osoby.
Władze Detroit nie stać było na utrzymywanie podstawowych usług miejskich, jak oświetlenie uliczne. Zmniejszająca się populacja była zachęcana do przeprowadzania się do bardziej zaludnionych dzielnic, celem skoncentrowania tego, co w mieście jeszcze działało. Mieszkańcy nie byli jednak w stanie odbudować swojego życia w mieście pozbawionym perspektyw i tylko w 2011 roku prawie połowa właścicieli posiadłości nie była w stanie opłacić podatku od nieruchomości, doprowadzając do prawie 250 milionów dolarów straty dla budżetu miasta.
W 2013 roku władze Detroit ogłosiły bankructwo, z zadłużeniem sięgającym 20 miliardów dolarów. W tym czasie 36 procent mieszkańców żyło w nędzy, a ponad połowa działek w mieście świeciła pustkami. Kryzys branży motoryzacyjnej osierocił miasto, pozostawiając je w biedzie z pustymi pięciopasmowymi drogami i opuszczonymi fabrykami. Ponad połowa mieszkańców wyjechała, obecnie mieszka tu niespełna 700 tysięcy ludzi. Mniej więcej tyle co w Łodzi.
Modnie i odlotowo
Ale zły los dziś zaczął się odwracać. Niegdyś wyśmiewane i zapomniane, Detroit znów staje się modne. Tak, nadal jest trudne i niebezpieczne, ale jednocześnie odlotowe, tanie i otwarte na każde pomysły. Mieszkasz w Detroit, znaczy że jesteś cool. W mieście ściera się stare pokolenie tych, co nie uciekli przed kryzysem z napływową hipsterką, zawłaszczającą centrum pod modne kawiarnie czy sklepy z vintage ciuchami i deskorolkami. Jeśli masz pomysł na biznes i kilkaset dolarów w kieszeni – przyjedź tu, wynajmij za grosze starą fabrykę i działaj.
Tak właśnie zrobił Robert Hake przenosząc swój biznes do najstarszej dzielnicy miasta, Corktown. Ten przedsiębiorca znalazł ogromną pustą fabrykę części samochodowych i przejął ją na potrzeby swojego rozwijającego się biznesu. – Sprowadziłem się do Detroit z uwagi na łatwość prowadzenia firmy. Później odkryłem ile piękna kryje się w tym mieście – mówi. Hake produkuje odzież sportową na zamówienie, pod szyldem MyLocker. Jeśli potrzebujesz setki koszulek z wymyślnym logo na swój zjazd maturalny, idziesz właśnie pod ten adres.
Podczas naszych podróży do Detroit po prostu zakochaliśmy się w tym miejscu. Czekaliśmy aż kryzys trochę przycichnie i będziemy mogli tu zamieszkać – mówią Alex i Jenny, którzy sprowadzili się tu rok temu z Kalifornii. Założyli jeden z nielicznych w mieście hosteli o nazwie Base Camp – Kupiliśmy ogromny budynek z 1920 roku za parę tysięcy dolarów. To dom z historią, niegdyś był w nim szpital. Staramy się być częścią lokalnej społeczności. Nasi sąsiedzi nie siedzą z założonymi rękoma, organizują się, pomagają sobie żeby odbudować swoje życie. Wszyscy pracownicy, którzy zatrudniamy do prac renowacyjnych mieszkają w naszej dzielnicy – opowiadają.
Detroit is the New Black
Mieszkańcy miasta szukają różnych sposobów na aktywizacje opuszczonych dzielnic. Dzięki wielu inicjatywom, nawet rozpadające się budynki zaczynają tętnić życiem. Dobrym przykładem jest Projekt Heidelberg narodził się w 1986 roku a jego ojcem był artysta Tyree Guyton’a, który zamienił całą upadającą dzielnicę Detroit w centrum sztuki. Domy zostały pomalowane w kolorowe kropki, a na trawnikach zagościły instalacje artystyczne, zrobione ze starych śmieci. To, co dla niektórych może się wydawać kupą żelastwa, dla artysty jest sposobem na przywrócenie uśmiechu i wiary w ludzi za pomocą sztuki.
Détroit is the New Black to nowa marki odzieżowej, założona przez nowojorczankę Roslyn Karamoko, która zakochała się w tym upadłym mieście. Jej nazwa symbolizuje nową modę na Detroit i zapoczątkowanie nowego okresu w historii miasta. Dodatkowo, w słowach tych można odszukać się również odniesienia do rasizmu, niegdyś wszechobecnego na ulicach Detroit.
Coraz większa liczba Afroamerykanów sprowadzających się do miasta począwszy od lat 50 XX wieku, wywoływała strach wśród białych mieszkańców o spadek wartości ich domów. Zaczęli oni wyprowadzać się z centrum do coraz dalszych dzielnic miasta. Agenci nieruchomości wykorzystywali strach w postaci „czarnej fali” w mieście namawiając zamożnych mieszkańców do sprzedaży swoich domów po niższych cenach. Praktyką było wysyłanie czarnoskórego dziecka do domów białych ludzi z kartką: „Teraz jest najlepszy czas na sprzedaż Twojego domu, wiesz o tym!”.
Władze miasta zalegalizowały segregację rasową w szkołach głośnym wyrokiem sądu w 1974 roku, co doprowadziło do powstawania „białych” szkół na przedmieściach. Systemowa dyskryminacja, odcięła Afroamerykanów od mieszkania w bogatszych dzielnicach, dostępu do dobrej edukacji oraz miejsc pracy. Pozbawieni perspektyw czarnoskórzy mieszkańcy wpadali w sidła narkotyków i ubóstwa, z którymi automatycznie byli utożsamiani w propagandowych przekazach.
Znani aktywiści, jak Rosa Parks czy Martin Luther King, przyjeżdżali do Detroit w ramach protestów przed postępującą marginalizacją czarnoskórych mieszkańców miasta. Marsz, który odbył się tu 23 czerwca 1963 r. pod nazwą Spaceru do Wolności, przyciągnął 125 tysięcy osób i nadal jest uznawany za największą demonstrację praw obywatelskich w historii USA.
Dziś Detroit jest otwarte na napływ nowej wiedzy, pomysłów i kapitału. Afroamerykanie stanowią aż 80 procent populacji miasta, jednak nie ma już śladu po dyskryminacji rasowej. Miasto jest otwarte na nowych imigrantów, przyciągając również Polaków. Detroit jest drugim amerykańskim miastem - po Chicago - z największą populacją imigrantów z naszego kraju, która sięga prawie poł miliona osób.
Migracje i powroty nad Wielkie Jeziora
Blake Kownacki zjechał do Detroit z Doliny Krzemowej, by otworzyć najmodniejszą winiarnię w okolicy. Bar mieści się w starej fabryce lodów Stroh, której klimat został wiernie zachowany. Wnętrzne stanowi połączenie atmosfery Detroit z czasów prohibicji z nowoczesnym kalifornijskim klimatem. Blake wykorzystał również puste działki w mieście i zasadził na nich swoje winorośla. Mieszkańcy dbają o uprawy w jego imieniu, a następnie sprzedają mu surowiec do produkcji wina. Pijesz trunek wyprodukowany w centrum miasta, a mieszkańcy mają stałe źródło zarobku przy jego produkcji.
Do miasta wracają również jego rdzenni mieszkańcy, którzy lata temu wyjechali w poszukiwaniu pracy i lepszego życia. Arthur jest weteranem wojny w Wietnamie. Gdy wrócił do swojego domu w latach 70 po zakończonej misji, Detroit znajdowało się już na równi pochyłej. Przemysł samochodowy bankrutował, a miasto zdominowały gangi narkotykowe. Życie wymusiło na nim dalszą tułaczkę. Parę lat temu Arthur wrócił do swoich korzeni, wynajął warsztat wraz ze sklepem w pobliżu modnego punktu na mapie miasta, Eastern Market. Teraz zbiera elementy starego gruzu z rozpadających się budynków i zamienia je w swojej pracowni w kawałki sztuki. Arthur pokazuje elementy dekoracyjne leżące na jego wystawie sklepowej – To jest to, co pozostało z historii naszego miasta – mówi. – Wróciłem tu, by ją zachować i przekazać dalej.
Detroit odżywa dzięki kreatywności jego starych i nowych mieszkańców. Ale przypływają tu również duże pieniądze, będące kołem zamachowym rozwoju miasta. Dan Gilbert, właściciel drużyny NBA Cleveland Cavaliers, zainwestował już około 5,6 miliarda dolarów w prawie 100 nieruchomości w centrum. Mówi się, że osierocone miasto ma nowego właściciela. Firmy z jego portfolio zatrudniają ponad 12 tysięcy osób. Nie są to liczby porównywalne z miejscami pracy w przemyśle samochodowym - największa fabryka Henry’ego Forda, Ford River Rouge, zatrudniała w latach 30. ponad 100 tysięcy pracowników - ale niewątpliwie jest to dobry nowy początek.
W budynku One Campus Martius, do którego codziennie rano wchodzi rzesza młodych ludzie z kubkami wypełnionymi latte ze Starbucksa, Microsoft otworzył siedzibę swojego nowego technologicznego centrum. Z kolei niegdyś największy symbol upadku Detroit, budynek stacji kolejowej Michigan Central Station, został niedawno wykupiony od miasta przez firmę Ford. Moloch właśnie przechodzi renowację i niedługo ma w nim powstać centrum badań nad inteligentną mobilnością.
Inteligentny rozwój miasta
Władze miasta też postanowiły wykorzystać lot odbijającego się od dna Detroit. Skoro można je odbudować w dowolnym kierunku, to czemu nie w wersji smart?
W czerwcu tego roku ratusz ogłosił plan pod nazwą Sustainability Action Agenda. Dokument został opracowany na podstawie rozmów z prawie siedmioma tysiącami mieszkańców, przy współpracy 14 ambasadorów zrównoważonego rozwoju wybranych ze społeczności. Miasto promuje recykling i transport publiczny, inwestuje w zielone tereny i czystość powietrza. Stara linia kolejowa została zamieniona w popularny kompleks rekreacyjny Dequindre Cut ze ścieżkami rowerowymi i parkami. W jednej z najbardziej niebezpiecznych dzielnic miasto niedawno wybudowało farmę słoneczną o wydajności 2 MW. W parku, który niegdyś był popularnym miejscem sprzedaży narkotyków, teraz jest boisko do koszykówki otoczone panelami słonecznymi.
Ratusz miejski uruchomił nawet specjalną aplikację o nazwie Improve Detroit. Możesz zrobić zdjęcie niedziałającej latarni ulicznej lub dziury na drodze, oznaczyć lokalizację i wysłać zgłoszenie do służb miejskich. Moce przerobowe miasta nadal nie są zbyt powalające, ale podobno każda zgłoszona usterka prędzej czy później jest naprawiana.
Organiczne kury z centrum miasta
Mieszkańcy dostrzegli również kreatywne sposoby na wykorzystanie pustych działek i budynków. Jednym z przykładów są popularne ogrody miejskie, które jednocześnie rozwiązują problem tak zwanych pustyń żywieniowych obecnych w Detroit. Wystarczy przejść się do Eastern Market, który w dzień targowy wypełnia się miejskimi ogrodnikami sprzedającymi wyhodowane jabłka i zieleninę.
Start up o nazwię Keep it Growing Detroit oferuje mieszkańcom swoją pomoc przy zakładaniu przydomowych ogródków. Za 20 dolarów dostaniemy zestaw nasion, instrukcje hodowania oraz pomoc przy pierwszych sadzonkach.
- Robimy co możemy, z tym co mamy – mówi Brandon pracujący w ogrodzie Earthworks, prowadzonym przez zakon kapucynów. – Chcę stworzyć taki ogród również u siebie przed domem i zasilać go energią słoneczną. Żyć niezależnie od miasta. - Chłopak skacze pomiędzy krzakami pomidorów i fioletowymi kalarepami, z dumą prezentując efekty swojej pracy. Systemy do podlewania sadów w większości zasilane są panelami słonecznymi ustawionymi tuż przy szklarniach.
Parę działek dalej, w piwnicznych kadziach niegdyś służących do przechowywania alkoholu, teraz pływa tysiące tilapii. Ryby są hodowane na sprzedaż, ale też na naturalny nawóz z ich odchodów, który wspiera uprawę roślin. Jeszcze parę ulic dalej, właściciele ziemi trzymają kury i produkują jajka. Do kupienia również na targowisku miejskim.
Oby nie przesadzić
Modne, tanie, ale ciągle surowe Detroit przyciąga coraz więcej kapitału i pomysłów. Miasto zmierza w kierunku ekologii i zrównoważonego rozwoju. Rdzenni mieszkańcy miasta boją się jednak gentryfikacji. Nowo napływające firmy wpływają na wzrost cen mieszkań, wypychając jednocześnie Detroiczan na obrzeża miasta. Arthur narzeka, że niedługo będzie musiał przenieść swoją pracownię elementów dekoracyjnych, bo właściciel ciągle podwyższa czynsz. Zadowolenie z ponownego rozwoju miasta miesza się ze strachem przed nadal niepewna przyszłością. Tym razem władze muszą być bardzo ostrożne w planowaniu przyszłego rozwoju w sposób sprawiedliwy dla wszystkich jego mieszkańców.
Piątkowego wieczoru, mała uliczka mieszkalna Detroit wypełnia się boskimi dla ucha dźwiękami klasycznej muzyki soul. Zachodzące słońce oświetla zarośla otaczające domy. Muzyka niesie się z domu opieki dla starszych ludzi, a opiekunki tam pracujące kołyszą się z gracją dookoła pacjentów, wyśpiewując słowa piosenki Arethy Franklin. Czuć, że po długich latach do mieszkańców Detroit znowu wraca radość. Radość, którą trzeba bardzo ostrożnie pielęgnować, by znów nie opuściła tego miejsca.
Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autorki i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.
Tekst ukazał się również w Magazynie TVN24 13 października 2019 r.